Rumunia działała na nas przygnębiająco. Wszystko jak za głębokiej komuny, tylko 20 lat starsze. Rozwalające się blokowiska, na wsi lepianki pobudowane jedna na drugiej, na wybrzeżu hotele w stylu wczesny PRL, na plaży kafejki w stylu Bar Mleczny, wszechobecni cyganie i wałęsające się psy, jednym słowem nie zachęca do odpoczynku. Co innego góry rumuńskie. Tu jakby inny świat. Zadbane budyneczki, wprawdzie stare, ale ładne i zabytkowe, chyba jeszcze z czasu Austro-Węgier, zniknęli gdzieś cyganie i bezpańskie psy. W Branie postanowiliśmy zwiedzić tzw. Zamek Drakuli. Trzeba przyznać, że jest bardzo malowniczy niczym z bajek Disneya i w środku też warto pozwiedzać. Trochę mnie denerwowały wszechobecne gadżety z Drakulą, zważywszy na fakt, że jego pierwowzór wcale tu nie mieszkał a jedynie chwilowo przebywał, prawdopodobnie jako więzień.