Ł: Stan naszych nóg dzisiejszego ranka (zwłaszcza łydek) sugerował, że rozsądną opcją byłby powrót nad Atlantyk i leżenie na piasku do końca wyjazdu. Ale Atlas nadal kusi, bo jakby nie patrzyć, to na razie widzieliśmy jedną dolinę i jedną górę ;)
Postanowiliśmy przejechać w poprzek ten ogromny łańcuch górski i dotrzeć do berberyjskich warowni po saharyjskiej stronie. Można to zrobić główną drogą N9, ale jeśli zależy Wam na spokojnym kontemplowaniu natury warto zboczyć na północ i wybrać się trasą N23 przez przełęcz na wysokości 2245mnpm.. Droga jest pokręcona, pusta i… przejezdna. Od strony atlantyckiej jest dużo asfaltu i miejscami trochę żwiru, po stronie saharyjskiej proporcje jakby się odwracają :) Ale jest pusto, na fotkę można stanąć na środku drogi. Tylko Ty i góry.
Już gdy zbliżaliśmy się do Atlasu krajobraz zaczął mocno pustynnieć, większość koryt rzecznych jest całkowicie sucha, a w nielicznych wciąż aktywnych ciekach taplają się ludzie budując mało gustowne tamy z kamieni uszczelnianych workami foliowymi. Po drugiej stronie gór pustkowia zmieniają się w pustynię.
To właśnie ta okolica słynie z berberyjskich warowni (kazbah) ulepionych z gliny i słomy. Zwiedziliśmy jedną sporą kazbę, raczej coś jak nasz polski dwór, a nie warowne miasto, ale fajną, bo oryginalną. Oczywiście pięknie popoprawianą za pomocą oryginalnego budulca, czyli gliny ze słomą. Przed remontem wyglądała jak na ostatnich zdjęciach.
Ciekawa sprawa, że nawet całkiem nowe budowle w tej okolicy (domy, hotele, restauracje) też wyglądają jak kazby, bo choć stawiane są z betonu i szarego pustaka, to potem pieczołowicie tynkowane, czy raczej oblepiane, błotno-słomianą papką. No…. robi klimat :)