Dotarliśmy do Pacyfiku. Okolica Salina Cruz oferuje widoki na kilka wysychających lagun solnych i kilka obszarów wydmowych.
Czas przejazdu znowu nam się wydłużył, ale tym razem z powodu jakiegoś lokalnego protestu. Kupa ludzi weszła na most z krzesłami na których były kartki z jakimiś przemyśleniami i postanowiła siedzieć. Ponieważ wyglądało to dopiero na początki akcji trzeba było szukać innej przeprawy przez Rio Tehuantepec. Gdyby nie jadący przed nami lokals to już dawno zwątpilibyśmy, że te drogi alternatywne mogą gdzieś doprowadzić. Optymizm wykazywał Nikodem patrzący w mapę i dodawał nam otuchy tekstami typu : O pies! Jak jest pies to musi blisko być wieś, bo skąd by się wziął?
I jeszcze jedna refleksja drogowa. Co kawałek mijamy znaki przypominające o zapinaniu pasów (inna rzecz, że mają formę sugerującą coś dokładnie odwrotnego), a w całym Meksyku wyjątkowo popularne jest wożenie ludzi na pace. Czasem są to całkiem małe dzieci pozostawione bez opieki i spacerujące przy prędkości 80km/h, a czasem taka kupa ludzi, że prawie się wysypują. Nie wiem jak im się to wszystko komponuje w spójną całość.
Same obszary wydmowe mają do zaoferowania piasek w dwóch postaciach: górka albo dołek między górkami. Można spacerować, oglądać, wspinać się albo zjeżdżać na brzuchu :)