A: W dalszym ciągu pozostajemy w klimatach piękna przyrody. Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy Caňón del Sumidero, ale zanim do niego dojechaliśmy wstąpiliśmy po drodze obejrzeć największy krzyż w Ameryce Łacińskiej, większy niż Chrystus w Rio de Janeiro. Mieliśmy nadzieję, że będzie z niego ładny widok, ale niestety jest to widok na miasto, więc taki sobie. Pod krzyżem jest kaplica, a na wejściu i dookoła są zawieszone modlitwy na wstążeczkach. Krzyż ma 48 m i wdaje się, że to po to został zbudowany. W sensie żeby był najwyższy.
Kanion za to okazał się przepiękny. Trochę słaba widoczność, ale i tak zachwyca swą potęgą. Zwiedzanie kanionu jest na sposób amerykański, tzn. jedzie się autem i zatrzymuje na tzw. miradorach. Tam można podziwiać piękne krajobrazy i posilać się w miłych okolicznościach przyrody. Na jednym z nich, kiedy jedliśmy lanczyk, przywitał się z nami bardzo towarzyski Meksykanin, a następnie zagadał skąd jesteśmy itd. Chwilkę sobie z nim pogawędziliśmy, może nie wszystko zrozumieliśmy, ale ogólnie byliśmy w całkiem niezłym kontakcie. Taki malutki, meksykański akcent w tej amerykańskopodobnej wycieczce.