Ł: W nocy lało, ale wstaliśmy już po deszczu, jednak pod bardzo pochmurnym niebem. Niemniej jednak prognozy wskazywały, że niebawem wyjrzy słońce. W oczekiwaniu na poprawę aury umożliwiającej obejrzenie słynnego przylądka we właściwej scenerii i oświetleniu postanowiliśmy upolować obiad. Dość szybko zlew w kamperze zapełnił się trzema dorszami atlantyckimi i dwoma czernikami (dorszami czarnymi). Dopiero od dzisiaj wiem, że taka ryba istnieje… Może nie jakieś giganty, ale na obiad aż za dużo. W coraz lepszej aurze zbliżaliśmy się do naszej najodleglejszej destynacji, mijając całkowite pustkowia ze stadami reniferów.
Z tym Nordkapem to trudno dojść co on jest naj. No bo nie najdalsze na północ terytorium europejskie, bo przecież Grenlandia, nie najdalsza Norwegia, bo przecież Spitzbergen, nie najdalszy stały ląd, bo jesteśmy na wyspie…. Nawet najdalszy ciągły asfalt nie działa, bo na półwyspie są remonty i były odcinki drogi gruntowej. Niemniej jednak wszyscy tu walą, więc byliśmy i my i zdjęcie pod globusem mamy :) Chyba musimy uznać, że to po prostu najdalszy punkt naszej wyprawy i właśnie o to z tym naj chodzi.