Ł: Wczorajszy wieczór na plaży musieliśmy zakończyć przedwcześnie, bo zaczęło się pojawiać sporo komarów. Początkowo jeszcze tak znośnie (mugga dawała radę), ale potem to już prawdziwa inwazja.
Ciężko uwierzyć, ale komarów było chyba nawet więcej niż reniferów ;)
W nocy (czy jak to się tutaj nazywa, bo słońce świeci i ptaki śpiewają), zrobiło się jeszcze dziwniej, leżeliśmy w łóżkach, a nad nami
zaczęło latać coraz więcej komarów. Jak ??? Mimo regularnej walki, którą toczyłem samotnie przez kilka godzin (bo reszta udawała że śpi) wszystko wskazywało na to, że do rana polegnę. Dwa razy urwał mi się na chwilę film i sytuacja była już nie do opanowania. Te małe dranie przeciskały się na piechotę przez szczelinę w zawiasach, siatki moskitiery i kratki wentylatorów. 12 lat jeździmy tym autem, ale tego jeszcze nie było …
Rano uciekliśmy na zewnątrz, bo teraz w lesie było o wiele lepiej niż w środku, przejechaliśmy kilkanaście kilometrów i zrobiliśmy wielkie wietrzenie i wypraszanie pasażerów na gapę. O dziwo skutecznie ! Na wewnętrznych ścianach zostały tylko krwawe ślady nierównej walki.
OK, mamy dość jezior i lasów. Walimy prosto do Arktyki nad morze . Tam powinien być wiatr, a wtedy nie będzie tych małych drani.