A: Wizyta u rodziny była bardzo udana i mam nadzieję że myślą tak obie strony. Czas jednak przerzucić się na Góry Skaliste i zapoznać się z dziką naturą Kanady. W drodze do Calgary spotkała nas miła niespodzianka. Najpierw linie lotnicze Porter poinformowały nas, że nie ma dla nas miejsca w samolocie. Były to jednak złe dobrego początki, bo w zamian za to zaproponowano nam miejsca w biznes klasie. Nie nooo…. To nie będziemy wybrzydzać. W trakcie lotu okazało się, że nie tylko mieliśmy więcej miejsca, ale też donoszono nam cały czas napoje, przekąski oraz mogliśmy sobie wybrać obiad. Może nie jest to coś za co w mojej opinii warto dopłacić, ale nie powiem… podobało nam się :
W Calgary z lotniska odebrał nas Alan, zawiózł do swojego domu i wyjechał na wakacje. Mieszkamy w fantastycznym miejscu w pobliżu rzeki. Do Down Town mamy chwilę spacerem, ale nasza miejscówka to same domki z ogródkami w zacisznym miejscu, jak mówi Nikodem, taka Wola Justowska. Dziś zrobiliśmy zapoznanie z terenem. Najpierw poszliśmy nad rzekę, jakieś 2 minutki, po czym spacerowaliśmy wzdłuż niej podziwiając przepiękne domy. W ciągu dnia, jako że pogoda jest fantastyczna, pojawiało się coraz więcej ludzi korzystających nie tylko z alejki spacerowej, ale też z samej rzeki i jej brzegów mimo, że oficjalnie obowiązuje zakaz kąpieli. Były pikniki, kajaczki, pontony itd. Pomyśleliśmy sobie: tak to można żyć! Calgary wydaje się być spokojniejszą i cichszą siostrą Toronto. Architektura podobna oczywiście, ale wszystko jest jakieś takie... milsze. Doszliśmy do wniosku, że choć wcale nie chcielibyśmy wyemigrować z Polski, to gdyby nas do tego zmusiła sytuacja, to to miejsce wydaje się być całkiem przyjemne do zamieszkania.