Ł: Dzisiaj nieco dalsza wyprawa – nad Jezioro Huron, trzecie z Wielkich Jezior na naszej drodze. Tak przy okazji ciekawostka: na Wielkie Jeziora wpływają duże atlantyckie transportowce, a płynąc rzeką św. Wawrzyńca i dalej jeziorami Ontario, Erie, St.Clair, Huron i Michigan pokonują ponad 5 tys. mil i docierają aż do Chicago. Jest to najdłuższa śródlądowa droga morska na świecie.
My dojechaliśmy na koniec półwyspu Bruce’a i muszę powiedzieć, że kontakt z jeziorem w tym miejscu bardzo zaskoczył. O ile woda w Ontario i Erie była taka normalna, o przejrzystości zbliżonej do Bałtyku czy Mazur, to Huron oferował typowy górski kryształ, a dno można było obserwować nawet kilka metrów pod powierzchnią. No przepięknie. Wygląda na to, że wspomniane wcześniej wielkie statki i ruch transportowy idzie wzdłuż południowego wybrzeża, a tutaj jezioro służy już tylko rekreacji i zachwycaniu wyglądem. Podobno jeszcze piękniej jest nad Lake Superior. Może kiedyś uda się sprawdzić, bo jest to ostatnie z Wielkich Jezior, nad którym jeszcze nie stałem.
Koniec półwyspu to teren Parku Narodowego Bruce Peninsula, który obejmuje brzeg jeziora i dziki, miejscami podmokły las. Weszliśmy do niego jakąś boczną ścieżką, przy której stała tabliczka co wolno, a co nie, obeszliśmy wszystkie okoliczne dróżki, na koniec weszliśmy na wieżę widokową koło Visitor Center i wyszliśmy głównym wejściem, przy którym stała tablica z informacją, żeby pamiętać o opłaceniu wstępu przed wejściem na szlaki lub wieżę… Aha.