A: Wreszcie ogarnęliśmy się nieco po zmianie stref czasowych, więc najwyższy czas zacząć zwiedzanie. Na pierwszy ogień poszła największa w okolicy atrakcja: wodospad Niagara. Po drodze rzuciliśmy okiem na jezioro Erie, które jest tak duże, że podobnie jak Ontario Lake wygląda jak morze. Zatrzymaliśmy się przy piaszczystej plaży z zamiarem podziwiania widoków, ale okazało się, że nie możemy się nawet zbliżyć do wody bez wniesienia opłaty. To było o tyle dziwne, że przed chwilą zapłaciliśmy za parking. Wujek twierdzi, że nigdy nie było tu opłat, więc wygląda na to, że próbują sobie odbić pokowidowe straty.
Przy wodospadzie, jak można było przewidzieć, były nieprzebrane tłumy. Jak wiadomo można go podziwiać zarówno ze strony kanadyjskiej, jak i ze Stanów. Tam jednak widać tylko ogromną rzekę, która gdzieś znika, a najlepsze widoki są po stronie kanadyjskiej. Dlatego amerykańscy turyści mają do wyboru albo przejść na naszą stronę, albo stłoczyć się na specjalnych platformach widokowych, z których coś niecoś można podglądnąć. Jest jeszcze trzecia opcja mianowicie pływające stateczki, gdzie turystów ubiera się w gustowne pelerynki przeciwdeszczowe i można sobie popatrzeć na wodospad od dołu. My wybraliśmy spacer wzdłuż rzeki i podziwialiśmy ten cud natury z różnych perspektyw. Trzeba przyznać, że wrażenie jest niesamowite, szczególnie przy pięknej, słonecznej pogodzie. Mam nadzieję, że fotki choć trochę oddadzą nasze odczucia. Jedyne co psuje nieco wrażenia, to niesamowite tłumy, które tam się kłębią, ale tego trudno uniknąć. Jedno co mi się spodobało to grupa Amiszów, którą spotkaliśmy po drodze. To było dla nas coś nowego i bardzo ciekawego. Najpierw szła grupka mężczyzn w charakterystycznych strojach, potem dzieciak ciągnięty w starodawnym wózeczku z dyszlem, na koniec grupka kobiet w czepkach. Do tego spotkaliśmy mnóstwo gęsi kanadyjskich, które najbardziej spodobały się Nikodemowi. Po dniu pełnym wrażeń zakotwiczyliśmy w pewnej specjalnej restauracji położonej na górze wieży widokowej. Najciekawsze było to, że podłoga razem ze stolikami powolutku się kręciła, tak, że podczas jedzenia można było sobie obejrzeć piękne widoki dookoła. To było naprawdę coś!