Ł: Na początek małe sprostowanie. Nasza jaskinia jest nie w Fortunie, tylko w małej wioseczce Fuente Blanca, w której jest może z 1O domów na krzyż i kilka jaskiń w tym nasza. Zostaliśmy przedstawieni Pani Sołtys, która mówi po angielsku, zaoferowała pomoc w razie jakichkolwiek problemów, wskazała drugi dom we wsi, w którym po angielsku też można się dogadać, zapewniła, że też pomogą. Wszystko to bardzo miła, choć nie bardzo przychodzi mi do głowy, jakie to miałyby być problemy...
Tak czy siak, znowu robimy za miejscową atrakcję i strasznie nam wstyd, że nasza znajomość hiszpańskiego kończy się na trzeciej stronie rozmówek.
Fortuna natomiast to miasteczko oddalone 11km od nas, są tam dwa przyzwoite supermarkety, więc na strefę serwisową nadaje się doskonale. I na tym właściwie kończą się zalety mieściny i nie bardzo jest na czym oko zawiesić. No może poza kościółkiem między palmami, który wyfląda fajnie jak się odpowiednio kadr dobierze:)
A: W pierwszy dzień kręcimy się trochę organizacyjnie koło naszej jaskini, więc może parę słów o niej. Cała okolica jest mocno pofałdowana, a jaskiń i rozpadlin jest całe mnóstwo. Hiszpanie wykorzystywali jaskinie na mieszkanie w czasach panowania Imperium Ossmańskiego, a później przejeli je biedni ludzie, którym spodobała się idea domu bez konieczności ogrzewania i chłodzenia. Teraz oczywiście trudno spotkać zamieszkane wyłącznie jaskinie, bo każdy kto ma ochotę je wykorzystać dobudowuje sobie do nich kawałek domu. Tak też jest u nas. Do części jaskiniowej dobudowana jest kuchnia, łazienka i kawałek holu. Reszta, czyli jadalnia, salon i 2 sypialnie, wykończone są tak aby przypominały dom, ale temperatura w środku i niskie korytarze [miejscami trzeba się schylać] nie dają zapomnieć o pierwotnym pochodzeniu. Trzeba przyznać, że jest trochę dziwnie, ale bardzo fajnie. Wszystko nam się tu podoba i nawet zaczęliśmy się śmiać, jak nasza pani od kontaktu proponowała nam koce, bo w nocy temperatura spada do 23 stopni:) Do dyspozycji mamy też zacienione patio, spore zplecze grilowe i ogród z basenem. W ogrodzie są głównie drzewa oliwne, jest bardzo klimatycznie. Wieczorem siadamy sobie na patio, popijamy tutejsze winnko, słuchamy koncertu cykad i podziwiamy małe gekony, które śmigają nam po murach naszego domku.
Na stole w jadalni znaleźliśmy trochę folderów reklamujących okoliczne atrakcje i postanowiliśmy wybrać się do najbliżej położonego Senda Natural Mohoya-El Cajer. Na miejscu znaleźliśmy uroczą trasę prowadzącą przez dolinę wyschniętej rzeki. Nie udało się nam nic poczytać o tym miejscu [mamy wi-fi, ale jest bardzo kapryśne] ale znaleźliśmy stary akwedukt biegnący górą, który rozprowadzał wodę do okolicznych domów. Skały miały bardzo malownicze kształty i świetnie się komponowały z palmami i oleandrami. Oprócz nas nie było nikogo. W ogóle ta okolica jest całkowicie pozbawiona turystów, dlatego wszyscy na nas dziwnie patrzą. Byliśmy już w różnych rejonach Hiszpanii, ale na takim odludziu jeszcze nigdy. Domy są tu bardzo stare i rozwalające się, a ludzie biedni. Wioski trudno nazwać wioskami bo mają parę domów. Jest niesamowicie! Świetna odmiana:)