A: Dziś towarzyszył nam bardzo silny wiatr, który to przyganiał, to odganiał deszczowe chmury. Na szczęście podróżowanie kamperem daje nam dużą swobodę, dzięki której mogliśmy wykorzystywać na maksa słoneczne kawałki. Spaliśmy na klifie, więc zaraz po śniadaniu wybraliśmy jedną ze ścieżek koło nas i powędrowaliśmy podziwiać widoki. Oprócz nich znaleźliśmy strumyk, który potem wykorzystaliśmy do napełnienia kampera oraz stado baranków, ulubionych zwierząt Nikodema. Doszliśmy do fortyfikacji z lat 2O, które jak na tamte czasy były bardzo nowoczesne, bo z dział można było oddawać strzał co minutę, a ponieważ było ich 5, więc ogień szedł cały czas. Fort miał za zadanie bronić wejścia do portu w Breście. Kiedy pojeździliśmy po najbliższej okolicy, okazało się, że jest wyjątkowo obfita w rozmaite fortyfikacje. Przy niektórych były nawet muzea dla miłośników wojny i militariów, czyli nie dla nas.
Dla mnie najciekawsze okazało się Pointe Saint Mathieu, gdzie znajdują się ruiny opactwa, latarnia morska i fort, który miał bronić opactwo przed napadami Anglików. Ruiny robią niesamowite wrażenie. Zachowały się niektóre ściany, potężne, omszone kolumny, sklepienia i łuki. Opactwo ma bardzo ciekawą historię. Zostało zbudowane w VII wieku, kiedy to żeglarze Leonu przywieźli z Egiptu relikwię - głowę św. Mateusza Apostoła. Na przestrzeni wieków na klasztor dwukrotnie napadli Anglicy, plądrowali go i niszczyli. Mnisi co rusz to go odbudowywali, aż w końcu zostało to co zostało. Ale miejsce naprawdę niesamowite. Dziś śpimy przy plaży. Liczymy na słońce jutro, bo plaża w deszczu to byłaby już przesada!