Ł: Zastanawiam się jak prowadzić bloga, przy tak mało ambitnym planie podróży, bo trudno przez kolejne dwa tygodnie pisać, że siedzimy na plaży lub chodzimy po klifach. A taki właśnie mamy plan :)
Sześć lat temu przeczesaliśmy już ten obszar wzdłuż i wszerz, wykręcając po samej Bretanii 5000km w dwa tygodnie. Wtedy, zauroczeni wybrzeżem, obiecaliśmy sobie, że wrócimy tu jeszcze raz całkiem na leniucha. No więc jesteśmy.
Chyba trzeba będzie ograniczyć się do zasypywania Was uroczymi widoczkami i przedstawiania ciekawostek zwłaszcza tych subiektywnych, czyli tego, co nas zainteresuje.
Spacer po klifie, wśród pięknych wrzosowisk i innego kwiecia, oferował miłe widoczki z latarnią morską na Przylądku Frehel i XIVwiecznym kamiennym zamkiem Roche Goyon zwanym częściej Fort la Latte. Forteca pięknie prezentowała się w zachodzącym słońcu.
Jednak mnie znów najbardziej zainteresowała obserwacja pracy na morskiej farmie. Tym razem w morze nie gnały traktory z pływającymi przyczepami, tylko kapitalne amfibie. Były strasznie fajne, bo nie przypominały zupełnie tych wojskowych lub turystycznych, którym zawsze bliżej do ciężarówki - pływającej, ale jednak zdecydowanie ciężarówki, a nie statku.
Tutaj było dokładnie odwrotnie. Amfibie stanowiły przedziwne konstrukcje, całkiem jakby jakiś olbrzym chwycił kuter rybacki i rozgniótł nim ciężarówkę. No, spójrzcie sami!