A: W nocy obudziły nas ciągnące na plażę traktory. Była 3.30,czyli równo 12h od poprzedniego odpływu, więc wygląda na to, że poławiacze owoców morza mają pływowy rytm pracy. Spanie przy samej plaży ma swoje plusy bo zaraz po śniadaniu ruszyliśmy na spacer po piasku i tym razem woda była na swoim miejscu. Potem podjechaliśmy kawałeczek w stronę Bretanii i zatrzymaliśmy się w miejscu, z którego ładnie było widać Mont Saint Michael. Akurat był odpływ i wydawało się, że po samą wyspę nie było wody. Zresztą chyba faktycznie nie było, bo dostrzegliśmy dwie grupki osób idących w kierunku wyspy. To z pewnością pielgrzymi, bo miejsce, w którym stanęliśmy jest znane jako początek pielgrzymki do opactwa Archanioła Michała na wyspie. Pątnicy idąc po dnie morza mają się poczuć jak Izraelici kroczący po rozstąpionym Morzu Czerwonym i to ma im dawać unikatowe warunki do pobożnych rozmyślań. W sumie ciekawe, a widok jedyny w swoim rodzaju. Potem pospacerowaliśmy jeszcze trochę po klifach oglądając fajne skałki przybrzeżne na Pointe du Grouin i na noc znaleźliśmy sobie fajną miejscówkę nad plażą.
Ł: Zwiedzanie opactwa Saint Michel od środka odpuściliśmy sobie, bo obejrzeliśmy go całkiem dokładnie 6 lat temu. Dziś poprzestaliśmy na kontemplacji niebanalnego widoczku na wzgórze z drugiej strony zatoki Saint Michel. To znaczy my kontemplowaliśmy, a Nikodem postanowił wykorzystać czas na wędkowanie, twierdząc nie bez racji, że skoro wody ubyło, to w tej która została powinno byś duże stężanie ryb. Niestety mimo słusznego założenia i zachęcających plusków w bajorach - zero efektywności. Widocznie zestresowane pułapką pływową ryby nie mają apetytu.