Kończymy naszą górską przygodę, zaśnieżone Andy przez jakiś czas będziemy jeszcze oglądać w lusterkach. Postanowiliśmy wynająć samochody i przejechać w poprzek Równinę Patagońską trochę po asfalcie, trochę po żwirze i kompletnych odludziach. Nogi wreszcie leżą bezwładnie na podłodze i są nam bardzo wdzięczne, bo ostatnio dzienne przebiegi dochodziły do 30km, co w efekcie przełożyło się na ładne kilka setek.
Argentyńska pampa obfituje w zwierzynę. Głównie są to guanaco, które na drogach i przy drogach zachowują się podobnie jak renifery w Laponii, no może ciut bardziej płochliwie. Zdecydowanie mniej liczne, ale jednak na zasłużonym drugim miejscu są krowy. I nie chodzi tu o takie pasące się z kolczykiem w uchu, tylko o te, które poczuły wiatr we włosach i z hodowli zwiały. Krowy fugitivos i byki bandidas łączą się w dzikie stada w bezkresach pampy i żyją jak natura kazała. Rodzą się młode, stare padają, ale suma summarum stada rosną. Zawiła jest sprawa własności tego bydła, no bo w sumie to należy do tego na czyim terenie żyje, a nie skąd uciekło, tyle że ze względu na rozległość obszaru, większość właścicieli ma tylko czasem pojęcie o obecności i liczebności takiego stada lub stad. Są też oczywiście lisy, króliki i inne małe gryzonie, biegają pojedyncze strusie i lata inne ptactwo.