A:Dziś w nocy i rankiem znowu mżyło. Czy tutaj tak zawsze? Po śniadaniu podjechaliśmy kawałek i po drodze zrobiła nam się pogoda. Tak już lepiej :) W planie było przejechanie zapory na drugą stronę i udanie się na trekking między góry w pięknych okolicznościach przyrody. Na początek kicha, bo wjazd na tamę zamknięty. Na szczęście człowiek może przejść, więc zostawiliśmy kampera przed bramą i ruszyliśmy w drogę. Dodatkowy dystans: 3km po asfalcie w klimacie narzekania dzieciaków. No trudno… Potem już było ładnie i przyjemnie. Po chwilowej mżawce wyszło słońce co mocno poprawiło nastroje. Niestety ścieżka, którą mieliśmy na myśli nie istniała, więc ruszyliśmy jedynym w tamtym miejscu szlakiem i też było super. Po drodze mieliśmy dużo „zatrudnień” (określenie Nikodema z dzieciństwa) w postaci trasy przez strumienie i trzęsawiska, tym razem bez drewnianych kładek. Trzeba przyznać, że w takiej sytuacji kije trekkingowe bardzo się przydają. Kiedy wyszliśmy ponad linię lasu, otworzyły nam się piękne widoki na ośnieżone szczyty i wodospady. W drodze powrotnej znów mżawka :(
Trzeba przyznać, że trekking w Szwecji może zachwycać, ale bywa męczący. Chodzi o pogodę. Kiedy pada, temperatura spada do 11 stopni. To nie tak źle bo trzeba założyć kurtkę przeciwdeszczową, więc zimno na pewno nie jest. Gorzej, że jak wyjdzie słońce to robi się strasznie gorąco, ale tak bardzo, że trzeba rozebrać się do koszulki z krótkim rękawkiem i krótkich spodenek. Oczywiście spodnie mamy zawsze długie, ale do koszulek można się rozebrać, ale resztę ciuchów trzeba nieść. Poza tym komary przez koszulkę żrą jak nie wiem co… Obserwowałam Szwedów, co oni robią i okazuje się, że idą cały czas w kurtkach i czapkach. Nie wiem jak oni to wytrzymują.
Na zakończenie dnia pogoda była dla nas łaskawa. Zatrzymaliśmy się nad jeziorem, chłopaki złapały 3 pstrągi, było ognisko… i tak nam zeszło do pierwszej.