Ł: Taaak…. Podobno w poniedziałek miało być w górach ładnie, tymczasem rozlało się na dobre i to nawet zanim Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła wyniki wyborów. Co za paskudny dzień.
Odwiedziliśmy kolejny region, nieco na południe, z którego wiedzie szlak przez Stora Sjőfallet, Nikkaluoktę aż po Abisko. Na miejscu nic ciekawego oprócz kapitalnej rzeki, ale bez słońca spieniona woda nie wygląda już tak efektownie. Poszliśmy na krótki spacer początkiem szlaku, ale szybko wróciliśmy, bo komary chciały pożreć nas żywcem, a do tego zlało nas okrutnie. Do Kvikkjokk dojechaliśmy drogą zaznaczoną w atlasie jako widokowa i rzeczywiście w środkowym odcinku przechodzi przez polodowcowe głazowisko, co robi spektakularne wrażenie. Głazy narzutowe są dosłownie wszędzie: w lesie, w bagnie, w jeziorze. Cud, że na drodze w miarę gładko. Oczywiście mankamentem były chmury i raz po raz deszcz.
Od czwartkowego wieczora, czyli od chwili przekroczenia koła polarnego deszcz mniejszy lub większy prześladuje nas codziennie. Dzisiaj już całkiem przegiął pałę. Opuszczamy nieprzyjazną dla nas w tym roku strefę okołobiegunową, jedziemy w dół i nad morze. Mamy nadzieję na poprawę aury.