Ł: Na teranie Parku Narodowego Fulufjallet zatrzymaliśmy się już wczoraj po południu. Niestety pogoda nie zachęcała do zbytniej aktywności. Niby nie padało, ale było okropnie zimno i nad głowami wisiały grube chmury. Pokusiliśmy się tylko o krótki spacer i zainaugurowaliśmy wieczorek literacki z książkami w rękach. Przy okazji wysuszyliśmy jedną buteleczkę wina – było bardzo miło.
Jeszcze milej było dzisiaj, bo obudziły nas promienie słońca i duże obszary pięknego błękitu. Przez kilka godzin przemierzaliśmy tutejsze ścieżki prowadzące przez skały, bagna i łaty śniegu. Roślinność miejscami mocno skarłowaciała przypominając tundrę, choć oczywiście jest to dopiero co najwyżej tajga, tylko trochę dziwna. Najbardziej malowniczym widoczkiem jest głębokie zapadlisko tektoniczne, do którego wyżej położone jeziorka wlewają się spektakularnym wodospadem.
Po obiadku wyruszyliśmy na północ przemierzając ponad 100km prawdziwej, bezludnej tajgi. Na razie mamy niedosyt fauny, choć na mijanych znakach drogowych widnieją renifery, łosie i niedźwiedzie. Zasypiamy 3 stopnie poniżej koła polarnego, słońce zachodzi, ale zupełnie jasno jest do rana.