A: Petra to miasto wykute w czerwonym piaskowcu tysiące lat temu przez Nabatejczyków. Do tej pory kojarzyłam Petrę tylko z widowiskową świątynią wykutą w skale, ale okazało się, że tych świątyń jest więcej, a oprócz tego mnóstwo schodków prowadzących do mieszkań skalnych, skarbiec, groby królewskie, amfiteatr itd. Całe miasto zajmuje około 6 km i umiejscowione jest w pięknym kanionie. Na końcu miasta trzeba wspiąć się na szczyt kanionu (po schodach) aby obejrzeć największą świątynię. Całość sprawia niesamowite wrażenie. Nabatejczycy byli bardzo przedsiębiorczy. Wyczaili jakie są potrzeby karawan po przejściu przez pustynię i ustawili się w idealnym miejscu na szlaku do Syrii i Izraela. Oferowali cień skał, wodę (sprytny system rowków w skałach sprowadzających całą deszczówkę do koryta rzecznego). W zamian za to otrzymywali przyprawy i inne cenne produkty, które potem wymieniali z innymi karawanami z zyskiem. I tak to mniej więcej funkcjonowało przez wiele wieków, a Petra urosła w prawdziwą potęgę. Jej kres położyło potężne trzęsienie ziemi, które wprawdzie stopniowo, ale doprowadziło do upadku miasta. Od połowy ubiegłego wieku, Petra przeżywa znów chwile świetności jako główna atrakcja turystyczna Jordanii. Dla leniwych lub mniej sprawnych turystów zorganizowany jest transport w postaci bryczki (tylko do skarbca na końcu kanionu Siq, bo potem jest piach), wielbłądów i poczciwych osiołków. Prawdę mówiąc z przerażeniem patrzyliśmy na tych odważnych, którzy jechali na osiołkach po schodach, a patrząc na ich niewyraźne miny doszliśmy do wniosku, że oni też już wiedzą, że to była głupota a nie odwaga. Ale trzeba przyznać, że przy nas nikt nie zleciał na łeb. Przejście kanionu tam i z powrotem zajmuje około 5 godz. I dostarcza niesamowitych wrażeń.