Dziś nasz ostatni dzień na archipelagu. Jest ekstremalnie ciepło - 25 stopni, a koło polarne zostało przecież w prostej linii 300km poniżej nas !. Przejechaliśmy pozostałe wysepki, aż po Harstad, na samej północy. Po drodze ładnie, ale widoki nie rzucają już na kolana tak jak na południu, czyli na właściwych Lofotach. Ostatnie godziny postanowiliśmy ponownie spędzić z wędką, a plan zakładał dwa dorsze na wieczornego grilla. Najpierw złapaliśmy żarłoczną rozgwiazdę, która rzuciła się na przynętę dwa razy większą od siebie :) Na grilla jednak się nie nadawała. Potem haczyk napotkał jeszcze cztery dorsze, ale dwa z nich wywalczyły sobie wolność jeszcze w wodzie, a dwa (zgodnie z planem) trafiły na ląd. Jednak na ruszcie finalnie wylądował jeden, bo drugi spryciarz z lądu uciekł do wody. Okropne jesteśmy ciapy...
Późnym popołudniem opuściliśmy przepiękny archipelag gigantycznym mostem linowym i skierowaliśmy się do domu. Po drodze widzieliśmy jeszcze podobny most prowadzący do Narwiku, ale my kilka kilometrów wcześniej, skręciliśmy w kierunku pogranicza norwesko-szwedzkiego. Mimo to zdążyły nas skasować telebramki pobierające myto wjazdowe do miasta :(
Na noc znaleźliśmy sobie przepiękną miejscóweczkę na terenie słynnej bitwy z 1940 roku. Mimo, że zbliża się północ, to okolicę otula słoneczny blask, a termometr wskazuje 22 stopnie.