Wreszcie przywitał nas błękit nie zmącony przez żadną chmurkę. Na dziś zapowiadają 16 stopni, więc na wycieczkę w góry ubraliśmy się odpowiednio cieniej, ale biorąc pod uwagę, że im wyżej tym zimniej i bardziej wietrznie, nie zrezygnowaliśmy z długich spodni. To był błąd. Wysiłek plus słońce oraz zero wiatru sprawiło, że było nam gorąco jak nie wiem co. Do tego Ola nie mogła się rozruszać i początkowo bardzo marudziła. Jednak codzienne chodzenie po górach mocno daje się we znaki, ale widoki były super, więc im wyżej tym było lepiej. Nie bez znaczenia była wielka czekolada Milka, którą niosłam w plecaku, a którą zamierzaliśmy zjeść na szczycie Festvagtind. Trasa okazała się bardzo stroma, a góra o prawie 100m wyższa niż ta wczorajsza. Zmęczone nogi mocno dawały nam się we znaki, ale z drugiej strony nigdzie nam się nie spieszyło, a odpoczynki w tak pięknej i ciepłej pogodzie były prawdziwą przyjemnością. Z góry podziwialiśmy malowniczo położoną miejscowość Henningsvær, której poszczególne części zajmują osobne wyspy połączone mostami i groblami. Oczywiście widoki w każdą inną stronę są równie warte zachwytu.
Po południu temperatura osiągnęła 17 stopni, więc chłopcy stwierdzili, że słowo się rzekło i trzeba iść pływać :)