Reine to prawdziwa wizytówka Lofotów. Jest tu wszystko, co na archipelagu najpiękniejsze: wysokie górskie szczyty, głębokie jeziorka, morze wdzierające się w ląd wąskimi jęzorami, powyginane mosty i wąskie groble łączące kolejne wysepki oraz portowe osady z kolorowymi domkami. No, musi się podobać! Do tego dzisiaj ten piękny widoczek skąpany był w promieniach słońca. Nad miasteczkiem góruje Reinebringen, z którego roztacza się chyba najsłynniejszy lofocki widoczek.
Oczywiście każdy kto jest na Lofotach i ma zdrowe nogi powinien na własne oczy zobaczyć tę panoramę. Nasze nogi są zupełnie OK, więc ubraliśmy na nie stosowne buty i w drogę.
Trzeba przyznać, że podejście jest bardzo trudne i wymagające mimo, że trasa ma tylko około kilometra długości i raptem 450m przewyższenia. Jest więc bardzo stromo, ale nie w tym problem - jest piekielnie ślisko. Na całej ścieżce jest mnóstwo błota i ruchomych kamieni, a do tego małe odcinki biegną po gładkiej, mocno nachylonej i wilgotnej skale. Dość szybko uświadomiliśmy sobie, po co człowiek ma cztery kończyny, a i tak każde z nas zaliczyło przynajmniej po jednej ciekawej figurze akrobatycznej, co widać na ostatnich fotkach. Przed wejściem na trasę mija się tabliczkę ostrzegającą, że wchodzisz na własne ryzyko, a jeśli obsunie ci się kamień pod butem, to trzeba krzyczeć "Rock!" żeby kolejni wspinacze zdążyli uskoczyć. To wszystko razem jest trochę przerażające, ale widoki ze szczytu wynagradzają i trud, i strach.