Ranek obudził nas pięknym słońcem, błękitnym niebem, kompletną ciszą i soczystą zielenią Gór Dynarskich. Były jeszcze muchy, ale nie będę o nich pisał, żeby nie psuć sielanki z pierwszego zdania. Niecałe 750metrów nad nami wznosił się najwyższy szczyt tego kraju. Nie było na co czekać, po szybkim śniadanku ruszyliśmy w drogę. Początkowo droga wiodła przez las, potem przez kosodrzewinę, dalej przez suche połoniny jak w Bieszczadach. Widoki obłędne, droga niemal płaska, pełen luzik. Ale skoro do tej pory było płasko, to jednak kiedyś tę wysokość trzeba było urwać. No, i zaczęło się. Podejście ostre i wymagające, miejscami zabezpieczone linami poręczowymi. Nie jest to wspinaczka, ale też nie spacerek. Uważać trzeba, jest gdzie spaść, jest gdzie się połamać. Z każdym urwanym metrem widoki coraz lepsze, miejscami oszałamiające. Po około 3 godzinach dotarliśmy na przełęcz między dwoma wierzchołkami Maglića - bośniackim i czarnogórskim. Widoki niezapomniane, szczególnie w stronę Czarnogóry z pięknym jeziorem i fantastyczną panoramą Durmitoru. W drugą stronę najciekawsza była pewna polanka, na której dwie białe kropki do złudzenia przypominały nasze kampery :)
Tutaj wszyscy padliśmy na trawę i po krótkim odpoczynku i równie krótkiej naradzie który z wierzchołków zaatakować zdecydowaliśmy, że skoro od rana mówimy o najwyższym szczycie Bośni to będziemy konsekwentni. Atak szczytowy przypuściliśmy w nieco okrojonym składzie, bo część ekipy uznała, że przełęcz całkowicie zaspokaja ich ambicje. Trzeba przyznać, że widoki z samej góry nie były ani odrobinę lepsze niż z przełęczy, ale sam fakt wyjścia na szczyt wart był dodatkowych 20 minut wysiłku.
Po równie wymagającym zejściu pojechaliśmy szutrowymi wertepami16 km w dół w kierunku cywilizacji. Przed końcem drogi zastaliśmy zamknięty szlaban i pana, który skasował nas za odwiedzenie Parku Narodowego Sutejska. Wczoraj ze względu na porę wjechaliśmy na gapę. Po krótkiej jeździe na północ trafiliśmy na polankę nad Driną, na której obozowaliśmy już w roku 2011. Kurcze, lubię te powroty po latach na tą samą łąkę czy pod to samo drzewo. Jest w tym coś magicznego. Drina była tym razem nieco mniej przyjazna, bo ze względu na niski stan wody oddzieliła się od nas 4metrami błota. Musieliśmy zbudować z kamieni most kąpielowy :)
Ps.
Na szczycie Maglića znaleźliśmy skrzynkę kontaktową, a w niej wiadomość dla Genków, więc ją niniejszym przekazujemy (ostatnie zdjęcia).