Czas biegnie nieubłaganie, sierpień się kończy - czas wracać do domu. Po nacieszeniu się widokiem fantastycznego fiordu obraliśmy kurs na północ przedzierając się wąskimi dróżkami przez pagórkowaty teren w kierunku Niskica. Stamtąd dojechaliśmy dość karkołomną drogą do słynnego czarnogórskiego sanktuarium.
XVII wieczny klasztor w Ostrogu jest bałkańską Częstochową. Przybywają tu pielgrzymi wszystkich 3 religii i wszyscy oni wierzą w uzdrawiającą moc relikwii św. Wasylego, założyciela klasztoru. Szczątki świętego wraz z relikwiami znajdują w bocznej niszy tuż przy górnym klasztorze wbudowanym w skale. Jego ciało, które ponoć się nie rozkłada, przykryte jest grubym, ozdobnym kilimem i jak słyszałam emituje przyjemną woń. Nie chciałabym obrazić niczyich uczuć religijnych, ale dla mnie była to jednak trupia woń. W każdym razie klasztory są bardzo malowniczo położone i mają piękne, zabytkowe freski. Do kompleksu klasztornego należy też klasztor dolny (ok. pół godz. na piechotę). Podobno aby wyprosić sobie łaski u świętego, należy przebyć trasę od klasztoru dolnego do kompleksu górnego boso. Widzieliśmy takich pielgrzymów dość sporo. Z górnego tarasu można podziwiać piękną panoramę doliny Bjelopavlic i rzekę Zetę.
Późnym popołudniem udaliśmy się dalej na północ. Już po raz trzeci przemierzyliśmy kanion Pivy (tym razem ze względu na niski stan wody i kiepskie światło nieco mniej widowiskowy niż zwykle), a następnie już całkiem po ciemku wyjechaliśmy po niemiłosiernych wertepach na wysokość 1638mnpm i położyliśmy się do snu u stóp naszego jutrzejszego celu.