Po raz piąty, i za razem ostatni wybraliśmy się nad Morze Libijskie, czyli na południe wyspy. Tym razem w region południowo-wschodni, bo tam nas jeszcze nie było. Od rana coś dziwnego działo się z aurą. Nasza Zatoka Mirabello gładka jak lustro i przesłonięta lekką mgiełką, słońce jest, ale upału nie ma. Morze na południu wzburzone jak diabli, ciężko ustać na nogach. Po południu na dwie godziny wyspę otuliły grube chmury, a nad naszą zatoką zawisło Ufo i zaczęło lustrować powierzchnię (ostatnie zdjęcie). Potem wszystko wróciło do tutejszej normy, a my do domu.
Ale po kolei. Region południowo-wschodni to kolejna część wyspy, gdzie w szczycie sezonu jest cicho, pusto i kameralnie. Ciekawa linia brzegowa oferuje liczne mniejsze lub większe plaże, co prawda w większości kamieniste, ale bez problemu można też znaleźć miękki piaseczek. Obszar górzysty dalej od brzegu jest bardzo interesujący i szczególnie zachwyca licznymi widowiskowymi wąwozami. Odwiedziliśmy kilka, ale najbardziej przypadł nam do gustu Wąwóz Pervolakia. We wschodniej części Krety dość często spotyka się wysoko położone kotlinowate przepłaszczenia zajęte winnicami i polami uprawnymi. Wczoraj odwiedziliśmy jeden taki region, dzisiaj dwa. Wydaje się, że są tu bardziej sprzyjające warunki do uprawy, ze względu na łagodniejszą temperaturę i wodę z solami mineralnymi spływającą na wiosnę w te skalne niecki z okolicznych szczytów.
Kiedy nacieszyliśmy się już górskimi widokami i spacerem wzdłuż kanionu, zakotwiczyliśmy na plaży. Dzieciakom bardzo się podobało, bo było zupełnie nie jak w Grecji, tylko bardziej jak nad atlantyckim wybrzeżem. Wielgachne fale sponiewierały ich jak nie wiem co. I bardzo dobrze, bo ostatnio dość szybko zaczynali się już nudzić na plaży. W drodze do domu zaskoczył nas niezwykły widok w naszej zatoce. Z nieba padały na nią tajemnicze snopy światła, które z pewnością było spowodowane działalnością obcej cywilizacji w celu poznawczym :)