Jesteśmy pod ogromnym wrażeniem po wizycie w San Marino. Głównie z tego powodu, że od naszej ostatniej tutaj wizyty (17 lat temu), zaszły tu niesamowite zmiany, które sprawiły, że zwiedzanie San Marino stało się niezwykle atrakcyjne. Tuż po przekroczeniu murów obronnych, człowiek czuje się jakby cofnął się w czasie do średniowiecza (oczywiście wraz z setkami innych turystów). Wkroczyliśmy na brukowaną uliczkę, na której ustawione były drewniane stragany oraz małe warsztaciki. A to jakiś mnich przepisuje gęsim piórem księgę, a to prządki pracują na kołowrotku, ktoś wybija monety, ktoś inny wyrabia starodawne ozdoby dla kobiet z cieniutkiej miedzi, to znów wyroby z wosku itd. Było tego całe mnóstwo. Wszędzie ludzie w średniowiecznych strojach, zazwyczaj skromnych (wieśniackich), ale byli też rycerze i dwórki. Znaleźliśmy obóz wojenny z namiotami i bronią, którą można było obejrzeć i dotknąć, ekipę sokolników, którzy odpoczywali w cieniu drzew ze swymi ptakami, kobietę z małym wilkiem (dzieci oszalały na jego punkcie:)) Ludzie! Za takie rzeczy zwykle się płaci w skansenach, albo warowniach, a tu wszystko gratis! Po południu zaczęły się rozmaite, uliczne przedstawienia lub koncerty. Najbardziej spodobało nam się żonglowanie chorągwiami (ostatnie zdjęcia). Naprawdę świetny pomysł! Szkoda, że u nas w Krakowie nikt na to nie wpadł, byłaby praca dla studentów. Oczywiście płacić musiałoby miasto, więc pewnie dlatego nikt się nie garnie do takich atrakcji... W każdym razie w San Marino wszystko jest zorganizowane obłędnie. Podobne pomysły podziwialiśmy już jakiś czas temu w Talinie, ale tam było o wiele skromniej. Wszystkim nam się bardzo podobało, więc z ochotą wydaliśmy pieniądze na pamiątki (każdy jakąś sobie wybrał) i na restaurację.
I tym właśnie miłym akcentem zakończyliśmy naszą tegoroczną podróż kamperkową. Pozdrawiamy wszystkich, którzy zaglądają na nasz profil:)