Dzisiejszy dzień spędziliśmy w Wenecji. Autko zostawiliśmy na obrzeżach miasta, na olbrzymim parkingu dla kamperów i autokarów, a dalej poszliśmy pieszo, podobnie jak setki innych turystów. Na inne place nie wpuściły nas znaki, poprzeczki lub parkingowi. Baliśmy się, że sporo zapłacimy, bo automat na bramce nie wie przecież czy to wielki autokar, czy nasz malutki kamper. Nawet kartę parkingową podawał na takiej wysokości, że musiałem wysiąść, bo brakło mi ręki :) Ale okazało się całkiem przyzwoicie (21 EUR za cały dzień), a do tego stanowiska postojowe wyposażone były w prąd 230V i wodę do tankowania. Nic dziwnego, że wiele kamperów zostawało tu na dłużej niż tylko kilka godzin. Dla naszych dzieci była to pierwsza wizyta, dla nas druga. Miasto jest wyjątkowe, głównie za sprawą malowniczych kanałów i licznych gondolek. Architektura przepiękna, ale tylko w ścisłym centrum. Im dalej od Placu Św. Marka i Canale Grande, tym brudniejsze i bardziej zaniedbane kamieniczki z rozwieszonymi sznurkami na pranie. Najlepiej w ogóle tam nie zaglądać. W sklepikach z pamiątkami, oraz na każdym straganie królują maski karnawałowe, typowa pamiątka z Wenecji. Ola przymierzała i oglądała, choć tak naprawdę wcale nie miała ochoty ich kupić. W ramach odpoczynku poszliśmy na prawdziwą – włoską pizzę. Świetnie trafiliśmy, była przepyszna. Nie wiem czy nasze polskie odpowiedniki będą nam jeszcze smakowały.