Kiedy wybieraliśmy się do Bretanii, kojarzyła nam się głównie z pradawnymi, tajemniczymi menhirami oraz z pięknym klifowym wybrzeżem (to za sprawą wspomnianego już francuskiego serialu). Po tygodniu spędzonym w Bretanii, wiemy już, że ma ona o wiele więcej do zaoferowania, nie mniej dziś właśnie przyszedł dzień na spotkanie z sędziwymi głazami w miejscu, które wyjątkowo w nie obfituje. Trzeba przyznać, że jest ich naprawdę dużo. Hm....Są mniejsze kamienie i większe, jedne z bluszczem inne bez...w większości pojedyncze, a niektóre ułożone w bardziej misterne konstrukcje...Co tu jeszcze? No właściwie to niestety byłoby na tyle. Oczywiście rozumiem fascynację tematem skąd się one wzięły i jaką pełniły funkcję, bo rzeczywiście widać, że zostały ustawione przez kogoś i w jakimś celu, w równych rzędach. Niektóre głazy są tak olbrzymie, że trudno wyobrazić sobie jak je ustawiano w tamtych czasach. No tak... ale jako atrakcja turystyczna, nie bardzo nas zachwyciła. Na szczęście całkiem niedaleko znaleźliśmy piękne klify do spacerów, co zdecydowanie poprawiło nam humory. Niestety słońca było jak na lekarstwo, a bez niego nawet klifom czegoś brakuje. Dzień zakończyliśmy na plaży w jednej z zatoczek, zachęceni długą, atlantycką falą.