Niedziela to dobry dzień na zwiedzenie stolicy Bretanii - parkomaty nieczynne, wszędzie można stanąć gratis. Zaskakuje bardzo mały ruch uliczny i obfitość wolnych miejsc parkingowych. Pieszych również jak na lekarstwo. Rennes jest podobno najmniejszym na świecie miastem posiadającym metro, nowoczesne - bezzałogowe, full automat, pociągi odjeżdżają co 90 sekund! Ale nie korzystaliśmy z niego, bo całe stare miasto można przejść w poprzek w 20 minut.
Najbardziej typowy obrazek starego Rennes to pokrzywione, drewniane kamieniczki. Po 1720 roku, w którym pożar strawił niemal całe miasto, ostało się ich całkiem niewiele. Niektóre tak dalece odchylają się od pionu, że zastanawialiśmy się w jaki sposób zabezpieczone są przed zawaleniem. No bo chyba są?! Czasem tak się garną ku sobie, że prześwit na poziomie dachu jest o ponad metr mniejszy niż przy ulicy! (pierwsze zdjęcie). A najlepsze są okna, które w trakcie remontu montuje się pionowo, mimo że cała kamienica jest po skosie (drugie zdjęcie).
Oprócz kamienic pooglądać można też stare kościoły, których jest tu całkiem sporo, pospacerować wzdłuż kanału, który jest niestety bardzo brudny. Na koniec trafiliśmy do bardzo przyjemnych ogrodów miejskich z małym wodospadem, ptaszarnią i kilkoma stawami, pełnymi kaczek. Jedną nawet Nikodem nauczył skakać po bagietkę i merdać ogonkiem :)