Dzisiejszy dzień rozczarował nas. Pogoda się poprawiła, deszcz minął, ale
piękne widoki jakby trochę też...
Kładziemy się spać już na kole podbiegunowym i podsumowując ostatnie 500km
z południa na północ musimy stwierdzić, że mijane krajobrazy w żaden
sposób nie mogą konkurować z pięknem środkowej Norwegii. Niby też są góry,
ale niższe, też są wodospady, ale mniejsze i też są fiordy, ale płaskie i
nieciekawie. A 100km przed i za Trondheim to już całkowita klapa.
Dodatkowo właśnie od Trondheim wiedzie właściwie jedna jedyna droga na
północ więc jedzie nią sznur samochodów w kierunku Nord Kapp i podróż
zaczyna męczyć jak droga do pracy.
Oczywiście były też miłe akcenty tego dnia. Liczne bystrza towarzyszących
drodze rwących rzek uatrakcyjniany podróż. Dobrym akcentem było spotkanie
z łosiem, który przebiegł nam drogę, niestety zbyt szybko i nie udało mi
się w żaden sposób tego uwiecznić. Wieczorem wybraliśmy się do lasu na
spacer śladami łosia (kopyta, odchody i wyleżane placyki) mając nadzieję,
że uda nam się go zobaczyć, ale nic z tego, z dwójką dzieci byliśmy zbyt
głośnym stadem. Za to tuż przed spaniem, Łukasz poszedł na grzyby i wtedy
spotkał naszego wypatrywanego zwierza, ale oczywiście znowu nie miał ze
sobą aparatu. No ale wspomnienia zostaną.