Pogoda nadal piękna. Głównym celem dzisiejszego dnia było dotarcie do krańca Europy, czyli do najdalej wysuniętego na zachód przylądka Islandii. W tym rejonie zachwyciła nas duża liczba ogromnych piaszczystych białych plaż, których do tej pory w tym kraju nie spotykaliśmy. Sam przylądek, a właściwie jego południowy brzeg zakończony jest okazałym klifem, którego wysokość miejscami przekracza 400m! Po jego krawędzi spacerują uśmiechnięte maskonury i pozwalają się podejść i oglądać z odległości metra :)))) Ale głaskać się nie pozwalają i z ręki też nie jedzą. Oczywiście klif zamieszkany jest również przez wiele innych gatunków ptactwa, ale te z wielkimi kolorowymi dziobami robią na nas największe wrażenie. Pod wieczór, mimo słońca, znów pojawił się zimny wiatr i wieczorna kąpiel była możliwa tylko w kurtce narciarskiej.