Dzień rozpoczęliśmy od przerwy technicznej. Okazało się , że dziura w oponie naprawiona w Bośni za pomocą wciśniętego w nią knota z klejem rozszczelniła się na albańskich nawierzchniach. Tym razem powietrze schodziło powoli, więc byliśmy bardziej mobilni. Nieoceniona okazała się bezinteresowna pomoc jednego Albańczyka, który najpierw udzielił nam „pierwszej pomocy” w swoim garażu, a potem prowadził nas po Lezhe w poszukiwaniu czynnego w niedzielę serwisu opon. Mechanik oglądając oponę dopytywał gdzie była naprawiana i kręcił z niedowierzaniem głową, że można tak spaprać robotę. Dostał od nas 5 EUR i był zadowolony, bo chciał 300ALL, czyli połowę mniej. No tak, w Albanii łatwo mieć gest :)
Oczekując na pomoc mieliśmy okazję podziwiać niecodzienny (dla nas) widok spacerującej po mieście między samochodami maciory. Widzieliśmy już różne zwierzęta na ulicy, ale świnia najbardziej nas zaskoczyła i rozbawiła, najdziwniejsze, że tylko nas!
Udaliśmy się w kierunku Macedonii doliną rzeki Mati, mijając kolejne niezapomniane widoki. Przejeżdżaliśmy przez piękne albańskie góry, następne malownicze kaniony, mijaliśmy osiołki obładowane arbuzami i spacerowaliśmy po dziurawym moście linowym, wszystko to bardzo ładne i ciekawe. Jedyne co nie do przejścia w tym rejonie to katastrofalne drogi, których praktycznie nie było. Pół dnia rzeźbiliśmy po czymś co u nich funkcjonuje jako droga, jest szeroka, owszem, ale nie ma asfaltu tylko drobniejsze lub grubsze kamienie. Albańczycy suną po tym bez obaw, ale my jechaliśmy jakieś 20km/ godz., czasem tylko 5 i wzniecaliśmy za sobą taki kurz, że nie widać było drugiego campera. Miejscami pojawiał się kawałek asfaltu, co przyjmowaliśmy z wielką ulgą, ale cieszyliśmy się tylko przez chwilę. Kiedy byliśmy w Albanii dwa lata temu jechaliśmy inną trasą (północ-południe), drogi były niezłe, chwilami kiepskie, ale cały czas asfaltowe. Tu też powstaną, bo ewidentnie robią coś w tym kierunku, ale trudno zgadnąć ile to potrwa. Oczywiście nie sposób pominąć w tej opowieści piątego żywiołu Albanii (a może nawet pierwszego) czyli wszechobecnych śmieci. Na szczęśnie nam w kamperze z klimą za bardzo to nie przeszkadzało. Myślę, że w tej materii nie należy się spodziewać szybkich zmian.
Po południu dotarliśmy do Parku Narodowego Mavrovo.