Start tym razem całkiem odbiegał od tego co wydawało się rutyną, czyli wyjazd popołudniem i urwanie jak najdłuższego dystansu do późnej nocy. Po pierwsze samochody dostaliśmy w sobotę pod wieczór, bo jeden spóźnił się z trasy (trudno narzekać, rezerwację mamy od niedzieli). Stało się jasne, że trzeba plan zmienić (po raz pierwszy) – w sobotę pakowanie, a jedziemy w niedzielę rano. No, ale tu nastąpiła druga zmiana planów, bo ruszyć w dwa kampery to też trochę dłużej niż w jeden – a to jeszcze coś zabrać, a to zatankować, a to podrapać się w nos…
Prawie południe – jedziemy. Deszcz leje, i tak nie ma co robić, niby można jechać i jechać, tyle że dzieci siedzą w fotelikach już od dziewiątej – ciekawe ile jeszcze wytrzymają?
Wytrzymały do Andrychowa :)))
Tu przyszedł czas na trzecią zmianę planów. Zatrzymujemy się w karczmie na Kocierzy bo miejsce urocze, obiekt piękny, jedzenie dobre, atmosfera miła i jeszcze pokój do zabaw dla dzieci. Spędziliśmy tu kawał popołudnia i była to główna atrakcja pierwszego dnia podróży.
Późnym popołudniem było już rutynowo – cegła na gaz i po północy poszliśmy spać w Serbii, kawałek przed Nowym Sadem.