Ale dzień się przecież jeszcze nie skończył !!! Na Łotwie pogoda poprawiła się do tego stopnia, że nawet wyszło słońce. Zbliżał się wieczór i chcąc nie chcąc trzeba było pomyśleć o noclegu. Rozglądaliśmy się naszym zwyczajem za jakimś miłym, ustronnym miejscem. Za Valmierą skręciliśmy w drogę gruntową w stronę rzeki Gauja, ale po 3 km mieliśmy wracać, bo wydawało się, że to droga do nikąd i wtedy pojawiły się znaki na Sietiniezis Klintis (również po angielsku!). Więc pognaliśmy kolejne 8km bez zastanowienia i opłacało się! Super miejsce, z dala od cywilizacji! Oczywiście nie tylko do spania. Jeszcze wieczorem po kolacji wybraliśmy się obejrzeć klify. Wyżłobiła je rzeka Gauja w białym piaskowcu i razem z nią prezentowały się bardzo malowniczo. Niestety turyści mocno je oszpecili napisami i malowidłami typu przebite serce itp. Warto wspomnieć dla tych którzy chcieliby tam trafić, że jest to niezwykle trudne, bo nie ma żadnych znaków z drogi głównej. Gdybyśmy nie zboczyli do tej wiochy zabitej dechami (Sietiniezis) w poszukiwaniu noclegu, w życiu byśmy tam nie trafili. Ciekawe ile innych, fajnych miejsc mijamy o kilka kilometrów i nic o nich nie wiemy?