Jako katolicy wybraliśmy się do miejsca objawień Matki Bożej w Medugorje. Przekroczenie granicy bośniackiej było raczej nieprzyjemne. Uzbrojeni "po zęby" żołnierze kontrolowali nas skrupulatnie jakbyśmy nie wiadomo co przewozili. Potem wjechaliśmy w dzikie opuszczone góry z kiepską wijącą się dróżką. Włos nam się zjeżył kiedy zobaczyliśmy potężne urwisko, na którego zboczu leżała kupka rozbitych samochodów. Rzeczywiście droga nad urwiskiem była nie zabezpieczona barierką i chyba źle wyprofilowana, bo choć jechaliśmy powoli, i tak ściągało nas na pobocze. Gdzie nie gdzie widzieliśmy z drogi małe wioski całkowicie zbombardowane w czasie wojny, przy ruinach kościołka stały zazwyczaj małe cmentarze z mieszkańcami wioski.. bardzo przygnębiające.
W Medugorje zdziwiła nas mała liczba pielgrzymów. Wszędzie było pusto i spokojnie co sprzyjało modlitwie i refleksji. Zachęcam do odwiedzenia tego miejsca. Panuje tu zupełnie inna atmosfera niż w innych sanktuariach (Lourdes, Fatima itp.) a duch wojny i ludzkiego nieszczęścia pozwala zastanowić się nad tym co w życiu jest najważniejsze...