Geoblog.pl    mikasz    Podróże    Kostaryka 2024    Podsumowanie
Zwiń mapę
2024
25
lut

Podsumowanie

 
Polska
Polska, Kraków
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 22620 km
 
Ł: Na początek kilka słów ode mnie. Jak zwykle zacznę od opowieści drogowych, bo po Kostaryce jeździ się powoli i dziwnie. Powodem są zawalidrogi, o których już wspominałem i często nie sposób zrozumieć tego sposobu prowadzenia auta. Oczywiście nie byłoby problemu gdyby nie wąskie i pokręcone drogi i niewiele miejsc do wyprzedzania.

Są tu też autostrady…, ale poza bramkami poboru opłat nie mają wiele wspólnego z autostradą w naszym rozumieniu. Miejscami co prawda są dwujezdniowe i mają po 2 pasy w każdym kierunku, ale zaraz potem niezbyt płynnie przechodzą w wąską dwukierunkową drogę, by po czasie znów się poszerzyć. Do tego na autostradzie są dziury jak smoki, przystanki autobusowe, stragany z owocami, przebiegające legwany itd. Jedyny plus, że piesi uważają na samochody i nie włażą przed maskę jak w Polsce. Całe szczęście, że opłaty na bramkach są bardzo przyzwoite i mieszczą się w zakresie 1-6zł. Raz spotkałem nawet bramki które kasowały po 75 colonów, czyli około 50 groszy. Zachodzę w głowę jak może się to opłacać, bo chyba pensje dla wszystkich bramkowych kosztują więcej niż miesięczny utarg takiej stacji poboru opłat, nie mówiąc o utrzymaniu samej infrastruktury.

Ale generalnie jeździ się dość bezpiecznie, przynajmniej w dzień. W nocy pojawiają się nowe wyzwania: na drodze brakuje linii lub malowane są nieodblaskową farbą. Trudno połapać się w zakrętach i co gorsze nie bardzo wiadomo gdzie z boku kończy się asfalt. To spory problem, bo w Kostaryce bardzo często nie ma nawet namiastki utwardzonego pobocza i asfalt kończy się urwiskiem przynajmniej na kilkadziesiąt centymetrów, jak zjedziesz kołem z asfaltu to już nie wrócisz. Dlatego większość Ticos jeździ środkiem :) Do tego dochodzą jeszcze słabo oświetlone samochody (np. ślepe na jedno oko, jak na złość lewe) albo jeszcze gorzej oświetlone motocykle (np. wcale).
Staraliśmy się po nocy nie jeździć (co prawda ze zmiennym powodzeniem), bo głos rozsądku mówił że warto tego unikać. Innym też nie polecam. Łącznie przez 2 tygodnie przejechaliśmy 3400km. Paliwo w przyzwoitej cenie niewiele ponad 5zł, na wszystkich stacjach ta sama urzędowa cena.

Zaskoczyły nas wyjce. Podejrzewaliśmy, że wyją :) czyli robią uuuuuuuuu, podobnie jak pies. Ale to nie jest żadne wycie !!! To jest jakaś krzyżówka lwa z upiorem. Nie sposób uwierzyć że ten odgłos może wychodzić z półmetrowej małpki.

Zaskakujący był też wylot z Columbii do Europy. Najczęściej po przejściu kontroli paszportowej, kart pokładowych, security i znowu kart pokładowych trafia się do rękawa, a dalej już bez przeszkód do samolotu. W Bogocie było inaczej: do rękawa wpuszczali po około 50 osób, wszystkie bagaże podręczne w rządku na środek, ludzie pod ściany. Psy wąchają wszystkie torby, a policjanci macają ludzi z przodu i z tyłu. Ale chyba tylko tych, którym źle z oczu patrzy, bo nas nie macali :)

A: Tym razem nie będę przekonywać nikogo czy warto odwiedzić Kostarykę czy nie, bo z pewnością nikt nie ma takich wątpliwości. Kraj jest piękny, egzotyczny i oferuje wszystko czego można sobie zażyczyć, a jaki jest, znajdziecie w dłuższych niż zwykle opisach i licznych fotkach. Skupię się jednak na kilku poradach, których sama wyszukiwałam w internecie przed wyjazdem, może komuś się przydadzą.

Po pierwsze pora wyjazdu. Zdecydowanie polecam porę suchą. Po pierwsze jest bezpieczniej, bo komarów jest niewiele lub wcale, a trzeba pamiętać, że obszar jest objęty zagrożeniem malarii i dengi i choć zakażone osobniki zdarzają się rzadziej niż w niektórych zakątkach świata, to jednak ryzyko jest. Poza tym w pięknej, słonecznej pogodzie ta egzotyczna przyroda prezentuje się zupełnie inaczej. Mieliśmy porównanie w Parku Arenal i na wybrzeżu karaibskim, gdzie jeden dzień był deszczowy, a drugi słoneczny. Różnica jest bardzo duża, zarówno w kolorystyce, zapachach a nawet dźwiękach jakie wydaje dżungla. Szkoda to wszystko tracić, tym bardziej, że kraj jest drogi, a podróż do niego daleka i męcząca.

Po drugie jest naprawdę bardzo ciepło, zarówno w dzień jak i w nocy, dlatego nie ma sensu zabierać ciepłych ubrań, z wyjątkiem tego co ma się na sobie w drodze na lotnisko (jakby nie było, zimą w szortach nie pojedziesz). Kurtka przeciwdeszczowa tylko ta cieniutka, albo sama foliowa pelerynka, inaczej można się upiec. Buty do dżungli najlepiej trochę wyższe, po deszczu przydaje się antypoślizgowa podeszwa. Okulary przeciwsłoneczne koniecznie i zabezpieczenie głowy. Słońce pali jak szalone. Filtry w kremie minimum 50. Dobrze jest mieć ze sobą płyn odkażający i używać go do rąk przed jedzeniem, bo flora bakteryjna jest dla nas obca i kłopoty jelitowe murowane.

Po trzecie warto się porządnie rozglądać w poszukiwaniu ciekawych zwierząt i roślin, jeśli kogoś to interesuje. Jest tu sporo możliwości odpłatnych wejść do rezerwatu z przewodnikiem, ale to samo można znaleźć samemu. Nam się udało, nie licząc tych zwierząt, które przyszły lub przyleciały nam pod dom, to jednak dużo ciekawych okazów znaleźliśmy spacerując po dżungli.

Po czwarte warto nauczyć się podstaw hiszpańskiego. Na lotnisku, w hotelu, w kasie do PN i w restauracji angielski wystarczy. Ale stacja benzynowa, booking, stragany z owocami, tylko hiszpański. Nawet w supermarkecie można kupić połowę taniej produkty zza lady (wędlina, mięso), ale trzeba o nie poprosić po hiszpańsku. Polecam Duolingo.

Po piąte jeśli zależy ci na wejściu do jakiejś płatnej atrakcji turystycznej zarezerwuj i opłać online. Inaczej najprawdopodobniej cię nie wpuszczą.

A teraz, na sam koniec, będzie „Opowieść o smutnym ostronosku”:

Za górami, za lasami, w pewnej dżungli, żyła sobie rodzina ostronosów. Codziennie rano i po południu przychodziła pod drzwi tarasowe naszego domu samica z podrośniętymi młodymi i samiec, który powinien już opuścić stado, ale był bardzo rodzinny i nie chciał tego zrobić. Rodzina najwyraźniej miała mu to za złe, bo jak tylko zbliżał się do jedzenia, z wielkim jazgotem odpędzała go, a nawet gryzła. Biedny, smutny ostronosek trzymał się na uboczu. Nikodem w swojej męskiej solidarności, wzruszony jego smutnym losem, uznał go za swojego ulubionego ostronoska i dokarmiał go potajemnie. Po dwóch dniach, samczyk przychodził pod pokój Nikodema sam, o świcie i rzucał kamyczkami w drzwi tarasowe. Nikodem wstawał, szedł po psią karmę, która służyła do karmienia ostronosów i dokarmiał swojego pupila, pocieszając go, że nie da mu zginąć. Tak więc smutny ostronosek stawał się coraz szczęśliwszy i choć wkrótce wkrótce mieliśmy wyjechać, to i tak miło było go porozpieszczać przez dwa tygodnie :)



 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2024-02-27 20:24
O matko, ale słodka historia na koniec!
 
Pamar
Pamar - 2024-04-02 14:04
My za rok, w marcu tez ruszamy na dwa tygodnie na Kostaryke, także bardzo dziękuje za tak szczegółowa relacje! Bardzo pomocna w przygotowaniach :)
 
 
mikasz

Anna i Łukasz Mika
zwiedzili 26% świata (52 państwa)
Zasoby: 672 wpisy672 987 komentarzy987 8693 zdjęcia8693 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
09.02.2024 - 25.02.2024
 
 
05.06.2023 - 13.06.2023