Ł: Dzisiaj ciąg dalszy oglądania niebanalnych widoczków w najbliższej okolicy. Mimo upału znów rozpoczęliśmy dzień od krótkiego trekkingu, na więcej ciężko wykrzesać siły i chęci. Wybraliśmy się na skalisty przylądek Prim, do którego wiedzie bardzo przyjemna i spektakularna trasa z Cala de la Barraca. Popołudnie to już typowy plażing i niełatwe korzystanie z wodnych atrakcji, bo mimo pięknej pogody morze nadal nie jest równe:)
A: Nasza chata mieści się na widowiskowym klifie podobnie jak inne mniej lub bardziej wypasione rezydencje. Zwraca uwaga niesamowita ilość domów na sprzedaż, w dodatku ceny rezydencji można zupełnie spokojnie porównać do polskich, oczywiście biorąc pod uwagę metraż, basen i widowiskowe położenie. Trochę się nad tym zastanawialiśmy, czemu tak wielu ludzi sprzedaje tu domy? Dziś doszliśmy do wniosku, że pomimo bajecznych widoków zarówno na morze, latarnię jak i na drugi klif lub skaliste wysepki, to jednak sama nie chciałabym tu mieć swojego wakacyjnego domu. Trudno się tu wypoczywa. Spacery wzdłuż klifu odpadają, bo nie ma ścieżek (tylko króciutkie w pobliżu latarni), spacery plażą odpadają, bo plaże krótkie (jak to w klifowym wybrzeżu)… Dla miłośników plażowania kicha bo plaża mała, kamienista i nie ma do niej dojazdu. Trzeba iść kawal drogi z ręcznikami. Są super miejsca na kajakowanie i jak woda jest spokojna, to może to być fajna atrakcja. No ale ten kajak trzeba za każdym razem zataszczyć na plażę, a dojazdu brak… Oczywiście można wsiąść w auto, podjechać kawałek jak my i zawsze coś się ciekawego znajdzie, ale domu się przecież nie kupuje po to żeby jeździć w inne miejsca.