Ł: Już po raz trzeci odwiedziliśmy ten angielski przyczółek na południu Hiszpanii. Gwoździem programu miało być jak zwykle spotkanie z małpami, ale ze względu na wiek naszych pociech, nie towarzyszyły już temu takie emocje jak pięć lat temu. Małpa to małpa, co w tym dziwnego…
Pamiętając poprzednie wizyty najpierw pokręciliśmy się po półwyspie, tradycyjnie odwiedzając Europa Point, a potem zaglądając na poznane ostatnim razem wysypisko śmieci… Tak, nie zawiedliśmy się i znaleźliśmy stado ucztujących małp. Nie było tylko walczących z nimi mew i cała konsumpcja odbywała się w pokojowej atmosferze. Na Upper Rock chcieliśmy wjechać po 19tej, bo poprzednio o tej porze wszystko już było za darmo. Początkowo wszystko wyglądało podobnie: zamknięta budka, kubek po herbacie na balustradzie, brama otwarta, jedziemy. Ale po kilkudziesięciu metrach pojawił się jakiś cieć i powiedział, ze dalej samochodem nie można tylko na piechotę, a auto możemy zaparkować za budką („low has changed”). Jednak po kilku minutach i po zaparkowaniu przypomniał sobie, że wejście na górę kosztuje 6 EUR od łeba, a potem jeszcze, że tu nie wolno parkować…
Ponieważ prawo i reguły gry zmieniały się wyjątkowo szybko, rozmyśliliśmy się z oglądania małp na skale Gibraltaru i uznaliśmy, że wysypisko całkiem zaspokoiło nasz apetyt na małpy :)
Ale, ale…. los wynagrodził nas sowicie. W drodze powrotnej natknęliśmy się na jeszcze jedno stado małp, które mogliśmy swobodnie podziwiać w mniej smrodliwych okolicznościach.