Po całym sobotnim dniu spędzonym głównie na autostradach Polski, Czech, Austrii, Słowenii i Chorwacji znowu mamy wakacje.
Przygodę z Bośnią rozpoczynamy od przełomu rzeki Una z jej rewelacyjnymi wodospadami. Tuż za Ripačem skręciliśmy w prawo i wjechaliśmy na teren Parku Narodowego. Na szlabanie wjazdowym trzeba było zapłacić dość symboliczną opłatę. Lepiej było pojechać kawałek dalej asfaltem, bo wpakowaliśmy się w 14km dość wąskiego szutru przez las. Towarzyszący nam duży kamper o dziwo doskonale dawał sobie radę z całkiem ostrymi zjazdami i podjazdami. Jednak tylnonapędowe Iveco to jest to, Ducato czy inny Transit stanąłby już po pierwszym kilometrze. Największe i najbardziej znane wodospady to Štrbacki Buk i progi skalne w okolicach Martin Brod. Obydwa wodospady są malownicze i warte obejrzenia. Szkoda tylko, że nie ma więcej spacerowych ścieżek poprowadzonych w okolicy. Na wodospad, nawet najpiękniejszy nie da się za długo patrzeć, a z braku innych możliwości, dość szybko pojechaliśmy dalej. Na noc zatrzymaliśmy się już poza Parkiem Narodowym, na uroczej łące, gdzie odwiedził nas radiowóz, a policjanci przestrzegli nas, żebyśmy nie zaprószyli ognia i generalnie uważali, bo wokół palą się lasy. Rzeczywiście czuliśmy dym, a wieczorem zobaczyliśmy czerwoną łunę. Mieliśmy nawet stracha, czy to na pewno bezpiecznie będzie tam nocować, ale na szczęście bośniaccy strażacy uporali się (przynajmniej częściowo) z ogniem zanim poszliśmy spać.