Miasteczko, w którym mieszkamy wydaje nam się niezwykle urokliwe. Nie za duże, w miarę ciche i spokojne, zbudowane na kilku poziomach, dzięki czemu jest dużo stromych uliczek i schodków. Wydaje się, że centrum życia towarzyskiego jest port, jak w każdym takim nadmorskim miasteczku, ale tu jest jeszcze tzw. Jezioro. To właściwie kawałek morza, wdzierający się do miasta wąskim kanałem, a następnie rozlewający się szerzej. Nad brzegiem owego jeziora, jest drugie miejsce spotkań miejscowych i tawerny z klimatyczną muzyką i zapachami grillowanych souvlaków. W sklepach z pamiątkami oprócz biżuterii i ceramiki, zwracają uwagę rozmaite wyroby z drzewa oliwnego, tak samo popularne jak wyroby z drzewa korkowego na Sardynii.
W najbliższej okolicy zachwycają skaliste brzegi Zatoki Mirabello, liczne drobne zatoczki z małymi plażami i woda we wszystkich możliwych odcieniach błękitu. Mamy też liczne stare klasztory, ale odwiedziliśmy dwa i chyba wystarczy. Jeden piękny i zadbany, położony tuż przy trasie i drugi zniszczony, albo zaniedbany , w ogóle nie wyglądający na klasztor, za to w pięknym miejscu w górach. Roztaczający się z klasztoru i drogi dojazdowej widok w pełni rekompensował nasze rozczarowanie klasztorem.