Dzisiejszy dzień był trochę luźniejszy. Pospaliśmy do 9-tej i po śniadaniu poszliśmy na mszę do kościoła św. Pawła. Jest to XIII- wieczny kościółek, zbudowany na ruinach bizantyjskiej świątyni z IV w. i pałacu biskupiego. Oprócz zabytkowego kościółka, można więc obejrzeć pozostałości po starszych budowlach oraz pręgierz, przy którym św. Paweł był biczowany za szerzenie wiary chrześcijańskiej. Następnie ruszyliśmy na zwiedzanie Pafos, a raczej jego najstarszej części. Zaczęliśmy od katakumb św. Solomoni, które służyły pierwotnie za synagogę, a później były wykorzystywane przez pierwszych chrześcijan. Dość niecodziennym zwyczajem odwiedzających katakumby jest wieszanie chusteczek, szmatek i wstążeczek na drzewie i bramach. Znaczenie tego procederu nie jest jasne i podaje się kilka prawdopodobnych wersji. Podobnie obwieszone drzewo widzieliśmy również w łaźniach Afrodyty i tam zdaje się miało to oznaczać prośbę o znalezienie drugiej połówki. Być może i tu chodzi o jakieś konkretne prośby do św. Solomoni? Następnie zwiedziliśmy ruiny starego Pafos, które nie są zbyt ciekawe, ale mają nieźle zachowane i wyeksponowane mozaiki. W odrestaurowanym teatrze z czasów hellenistycznej świetności odbywają się koncerty i przedstawienia. Właśnie na dziś szykowano jeden z nich. W Pafos można jeszcze podziwiać groby królewskie, ale dzieci tak się zmęczyły wędrówkami wśród antycznych kamorów, że nie chciały słyszeć o kolejnych. Pojechaliśmy więc na plażę do Coral Bay. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze przy wraku statku, który po utracie sterowności wpakował się w wyspę i osiadł na mieliźnie raptem kilka metrów od brzegu. Wyglądał trochę smutno..