Poranek pozwolił nam na dokładniejszą eksplorację najbliższej okolicy. Stwierdziliśmy, że dość równa polanka, na której spędziliśmy noc nie jest wyłącznie dziełem natury i chyba służy, bądź kiedyś służyła (bo oznaczeń żadnych nie widzieliśmy) jako lądowisko dla helikoptera. Może tak transportowano ekwipunek do latarni zanim powstała przyzwoita, asfaltowa, choć bardzo cieniutka droga. Pod naszym klifem znajdowała się mała zatoczka z kamienistą plażą, do której zeszliśmy na pierwszą poranną kąpiel.
Około 2km na wschód od latarni znaleźliśmy kolejną plażę z idealnym dojazdem, półdzikim parkingiem nad samą wodą i informacją, że odpłatnie można kamperem zostać na całą noc. My jednak mieliśmy w planie tylko pół dnia plażowania i dalszą podróż w dół zachodnim wybrzeżem. Dzieci zaczęły stawiać pierwsze kroki na windsurfingu i trzeba przyznać, że idzie im całkiem nieźle, zwłaszcza Nikodemowi. W drodze na południe wąska jezdnia wiła się po urwistym, wysokim brzegu raz po raz otaczając malownicze zatoczki. W jednej z nich, w miejscowości Albo, naszą uwagę przykuła szeroka plaża w nienaturalnie szarym kolorze. Postanowiliśmy do niej zjechać i sprawdzić o co chodzi. Wygląda na to, że barwa wynika z naniesionego tu przez uchodzącą rzeczkę materiału, z którego morze zrobiło drobne otoczaki. No chyba, że ktoś celowo nawiózł tych drobnych kamyczków i usypał z nich plażę. Ale nie sądzę… Na plaży naszą uwagę przykuł niezwykły wehikuł. Duża łódź motorowa podpłynęła do brzegu, wystawiła nogi i weszła na ląd! No dobrze, nie weszła tylko wjechała na gąsienicach, ale też było fajnie i zaskakująco :)
Mieliśmy jechać dalej, ale okoliczności skłoniły nas do pozostania w tym uroczym zakątku. Plażowy parking, zatopiony w cieniu i zieleni, oferował punkt serwisowy dla kamperów (woda, szambo), free wifi i informację o możliwości nocowania kamperów za 7EUR ? Zaskakująco miło !
A więc zostajemy. Dalej pojedziemy jutro, gdy już znudzi nas tutejsza plaża. Zasypiamy przy donośnym akompaniamencie żabiego rechotu.