Grecja ma swój urok, trudno temu zaprzeczyć. Jednak podróżowanie po tym kraju w sezonie jest męczące, głównie z powodu upałów. O ile nad morzem, gdzie czas spędza się pod parasolką lub w wodzie, jest naprawdę przyjemnie, o tyle zwiedzanie zabytków, szczególnie z dziećmi jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe. Za to ruch turystyczny w tym roku (z pewnością z powodu kryzysu i związanych z tym problemów) był bardzo mały. Jedynie miasteczka sąsiadujące z lotniskiem, które za cel obierają sobie biura podróży, tętniły zwykłym gwarem, czasem nawet tłokiem. Na trasie natomiast pustki, przez dwa tygodnie nie widzieliśmy korka, czy nawet natężonego ruchu, plaże świeciły pustkami, a jeśli nawet pojawiała się garstka ludzi to sami Grecy. W sklepach z pamiątkami, sprzedawcy schodzili z ceny zanim człowiek zdążył pomyśleć, że to drogo, a jak odwracał się do drzwi to cena leciała w dół do 60% pierwotnej wartości...
Prawdziwym problemem w Grecji są śmieci. O ile w Rumunii, Albanii czy Serbii myśleliśmy sobie " no tak... to jednak brudasy są" to po Grecji, która w UE jest od tak dawna, spodziewaliśmy się czegoś więcej! A tu nie ma żadnej różnicy, o ile nie jest jeszcze gorzej! Spotkaliśmy się z takimi rejonami kraju, gdzie każda zatoczka (szumnie oznaczana P -jako parking) była tak potwornie zawalona śmieciami i to nie pojedynczymi (a raczej nie tylko) ale całymi worami, że nie było gdzie auta zaparkować! Coś niesamowitego, oczywiście lepiej było tam nie stawać, bo przy takim upale, to chyba można zemdleć od smrodu, zaraz po otwarciu drzwi.
Sam kraj jest oczywiście piękny, a nagromadzenie starożytnych zabytków sprawia, że zawsze znajdą się chętni do spędzenia wakacji w Grecji. Na niezwykłe uroki Hellady składają się przede wszystkim piękne złociste plaże, turkusowe i przyjemnie ciepłe morze, tropikalna roślinność, klimatyczne osiołki (niestety coraz rzadszy widok), oraz góry, których w Grecji jest naprawdę dużo. Prawdę mówiąc, zanim po raz pierwszy pojechaliśmy do tej kolebki cywilizacji, nie wiedzieć czemu, byłam przekonana, że jest to płaski kraj, oferujący jedynie nadmorskie atrakcje. Tymczasem większą część kraju pokrywają góry i to całkiem wysokie - Olimp ma przecież niemal 3000m. Wygląda na to, że każdy znajdzie tu coś dla siebie:) Zaskakuje też grecka architektura, która chyba każdemu kojarzy się z białymi ścianami i niebieskimi dachami (taka z widokówek). Tymczasem z taką zabudową spotkaliśmy się na Kosie (pewnie na innych wyspach jest podobnie), natomiast na greckim lądzie, architektura jest typowo śródziemnomorska, bardzo podobna do chorwackiej, macedońskiej, serbskiej itd. czyli kremowe domki z czerwoną dachówką i takie same monastyry.
W ciągu 16 dni przejechaliśmy około 5650km przepalając 644 litry oleju napędowego, co kosztowało nas prawie 3000zł (316PLN, 279EUR, 330RON, 279BGN, 4455MKD, 21500HUF). Zwracały uwagę wyjątkowo wyrównane i przyzwoite ceny paliwa na całej trasie. W przeliczeniu 1,1-1,2EUR, a więc poniżej 5zł. Chlubnym wyjątkiem jest Macedonia , w której za olej napędowy płaciliśmy 49MKD, czyli około 3,40zł. Wszystkie winietki i opłaty autostradowe na całej trasie to łącznie około 174EUR, z czego 106EUR zostało w Grecji. Pozostałe koszty wyprawy to: most nad Dunajem 6EUR, prom przez zatokę Patrańską 6,5EUR, wstępy (Epidavros, Olimpia, Delfy) 48EUR, bilety do teatru 40EUR. Koszty całej wyprawy zamknęły się w 4000zł.