Rumunię opuściliśmy mostem granicznym nad Dunajem, na którym obowiązywał (jakżeby inaczej! ) ruch wahadłowy. I tak mieliśmy szczęście nie stać zbyt długo (jakieś 40 minut),dzięki późnej porze. Nie chcę wiedzieć co tam się dzieje za dnia!
W Bułgarii mieliśmy zamiar odwiedzić znajomych, którzy spędzali urlop w Svetym Vlasie. Do Varny prowadzi autostrada, więc droga powinna była szybko mijać. Niestety nawierzchnia była tak dziurawa, że ciężko było się bardziej rozpędzić, nie ryzykując przy tym zerwania zawieszenia. Natomiast w prawdziwe osłupienie wprawiło nas pewne wzgórze w samym mieście, mniej więcej 2 km od centrum. Nie dość, że zabudowa barakowa przypominała raczej Boliwię niż Unię Europejską, to jeszcze całe było zasypane śmieciami, ale nie dlatego, że mieszkały tam wyjątkowe brudasy (choć może też) ale było to regularne wysypisko śmieci, z którego właśnie wyjeżdżała śmieciarka!
Sam Svety Vlas jest typowym, bułgarskim kurortem wypoczynkowym, kompletnie niepodobnym do nienadmorskiej reszty kraju. Wzdłuż całego wybrzeża ciągną się hotele i apartamentowce, bardzo luksusowe, choć obsługa podobno dość dziwna (np. jest ekspres do kawy, ale nie można jej się napić, bo nikt nie umie go obsługiwać, samemu też nie wolno go użyć, bo jeszcze popsujesz…) My na szczęście znamy to z opowiadań, bo korzystaliśmy głównie z uroków plaży i Morza Czarnego, które jest wprawdzie ciepłe, ale bure i zaglonione. Nie ma co narzekać. Nasza główna atrakcja, czyli spotkanie ze znajomymi, przebiegło fantastycznie.