Dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na trekking, ale nawet nie przypuszczaliśmy, że uda nam się tak zaszaleć. Plan był prosty i raczej w wersji light. Samochodem dojechaliśmy do końca drogi prowadzącej do Paleo Pili – starej stolicy wyspy. Dalej kamienną ścieżką doszliśmy pomiędzy pozostałości starej osady, nad którą majestatycznie górowały ruiny zamku na stromej skale. Dzieci spotkały żółwia, jak się okazało pierwszego z sześciu jakie miały jeszcze wypatrzyć w dalszej drodze. Zaskoczyło nas, że miały pod skorupą (w okolicy pachwin, o ile żółwie mają pachwiny) powczepiane mnóstwo kleszczy. Zaskoczyło nas, że kleszcze atakują też gady.
Potem poszliśmy w górę niebieskim szlakiem rozpoczynającym się tuż powyżej osady (w okolicy bufetu), z zamiarem pospacerowania w cieniu najwyższego na wyspie szczytu. Nie liczyliśmy na więcej, no bo słońce, upał, dzieci… Ale każde zdobyte 100m wysokości otwierało coraz lepsze widoki na wyspę, sąsiednie wysepki i tureckie wybrzeże. Z czasem szlak zmienił się na czerwony, zamek został daleko w dole, a szczyt jakoś tak się przybliżył. Na tym etapie uznaliśmy, że teraz to już wstyd odpuścić i wyszliśmy na samą górę. Wow, było warto!