Tym samym kolejny dzień rozpoczęliśmy od wyciągania z błota jednego kampera drugim. Łatwo się domyślić który ciągnął, a który był ciągnięty. A zaraz potem zrobiliśmy sobie przerwę śniadaniową pod Tvinnefossen. Pozachwycaliśmy się nim i ruszyliśmy oglądać najdłuższy fiord w Norwegii. Połowiliśmy w nim ryby (złapaliśmy tylko jedną, ogromną, która zerwała nam się z wędki przy samej kei), podziwialiśmy pluskające się morświny, w górach pojawił się śnieg i stado owieczek, na koniec dojechaliśmy pod lodowiec. Po drodze mijaliśmy muzeum lodowcowe (już nieczynne), pod którym stała fajna rodzina mamutów, a na noc zakotwiczyliśmy pod lodowcem na zacisznym parkingu.