Prom do Kristiansand (Fjord Line) zaskoczył nas prędkością, rozwijał ponad 35Kn (dla niewtajemniczonych : czyli 35 MM/h, a więc ok 65km/h). Nie przypominam sobie kiedykolwiek rejsu z taką prędkością, chyba że wodolotem :) Dzięki temu podróż trwała tylko 2h15’, a samochody w ładowni ledwo się mieściły. Zawsze jest ciasno, ale tym razem pojazdy były dosłownie upchane. Dzieci z zachwytem obserwowały olbrzymi kilwater, spędzając na pokładzie większą część rejsu. Było to spowodowane nie tylko ciekawym widokiem, ale też brakiem pokoju zabaw, którego się spodziewali i od razu po wejściu na prom z wypiekami na twarzy poszukiwali.
Norwegia przywitała nas kożuchem chmur, po chwili wyszło słońce i zrobiło się przyjemnie, a potem już do wieczora tylko chmury z paskudną mżawką. Wielka szkoda, bo po drodze mijaliśmy bajeczne widoki, które w słońcu na pewno wyglądają o wiele piękniej. Norwegia póki co zrobiła na mnie wrażenie bardzo interesującego kraju, który zachwyca na każdym kroku, tak, że zwykłe przemieszczanie się samochodem dostarcza wrażeń, a szyja boli od wykręcania się za pięknymi widokami. Mam nadzieję, że od jutra pogoda się poprawi i w pełni poczujemy wakacje.
Dzień zakończyliśmy nad jeziorkiem w jakimś skalnym wąwozie w okolicach Veen.