Po wczorajszej podróży, dziś przyszedł czas na pierwsze atrakcje. Zważywszy na piękną pogodę i główny cel wyprawy, na pierwszy ogień poszedł Knuthenborg Safari Park. Dzieci piszczały z zachwytu, a my pstrykaliśmy i filmowaliśmy bez opamiętania, przez co teraz mamy problem, żeby spośród 300 zdjęć wybrać 30 na blog. W porównaniu do naszej poprzedniej wizyty, było znacznie mniej zwiedzających, dzięki czemu zwierzęta (szczególnie te płochliwe) chodziły swobodnie po całym terenie i dały się podziwiać w zadziwiających sytuacjach, jak np. żyrafa, która podskakując skubała liście tuż przed naszym autem. Tym razem byliśmy bardziej ostrożni, nie wysiadaliśmy na sawannie i nie musieliśmy uciekać przed nosorożcem, za to adrenaliny dostarczył nam tygrys syberyjski. Niefortunnie zatrzymaliśmy się koło drzewa i wyłączyliśmy silnik, żeby w spokoju go poobserwować. Tyle, że to było jego drzewo, oznaczone – ale o tym przecież nie mieliśmy pojęcia. Delikatnie mówiąc potraktował nas mocno nieufnie i postraszył kłami i rykiem, no i coraz mocniej bił ogonem. Mamy pożyczony samochód, więc nie chcieliśmy ryzykować ataku i postanowiliśmy się wycofać, ale odpalenie silnika jeszcze mocniej go podenerwowało. Na szczęście poodgrażał się trochę i odpuścił, ale swoje przeżyliśmy, bo lakiernik w Danii chyba sporo kosztuje. Dłuższy czas spędziliśmy w zagrodzie z kozami, które można było głaskać i karmić oraz na placu zabaw.