Monaco to kolejne małe państewko, które mieliśmy ochotę obejrzeć. To całkiem inny świat, tyle, że nie dla normalnych ludzi. Myśleliśmy, że po burżujowatym Cannes i Nicei nic nas już nie oszołomi, ale Monte Carlo jest jakby z innej bajki. Kasyna, banki i wypasione jachty, ludzie jacyś wymuskani jakby właśnie wyszli ze SPA, a nie wracali do domu po pracy w upalny dzień…Chcieliśmy nawet zatrzymać się i pospacerować, ale nie było ani miejsc parkingowych, ani tak naprawdę miejsca do spaceru. Mieliśmy też niecodzienną sytuację, obrazującą specyfikę tego miejsca: Na drodze głównej zatrzymał nas policjant, żeby przepuścić jakiegoś wypasionego Rolsa. Łukasz się podkurzył i mówi „ a co to hrabia, czy co?!” Ale jak zaglądnęliśmy do środka nie mieliśmy wątpliwości, że to jakiś książe, a na tylnym siedzeniu mieli babcię tak ponaciąganą u chirurgów plastycznych, że dziurę z tyłka to miała chyba między łopatkami :) W następnym mieście zatrzymaliśmy się na plaży, która prezentowała się już w miarę normalnie.
Tego dnia przejechaliśmy Lazurowe Wybrzeże od Nicei po San Remo. Muszę stwierdzić, że jest to wyjątkowo nieprzyjazny dla kamperów obszar. Takiej ilości zakazów wjazdu lub postoju dla samochodów wyższych niż 2m, dłuższych niż 5m lub wprost dla kamperów nie widziałem jeszcze w żadnym innym miejscu w Europie. Co więcej często nie wynika to wcale z braku miejsca, tylko nie, bo nie. Pustawy wielki parking, do tego płatny, ale kamperom wstęp wzbroniony. Absurd jakiś.