Tym razem nie darliśmy całą noc, tylko o trzeciej przyjęliśmy już pozycję horyzontalną. Dzieci oczywiście - wcześniej i jak widać na pierwszym zdjęciu, całkiem im było dobrze. Spaliśmy tuż za Augustowem i zanim zawinęliśmy do portu zadziwiły nas dwie rzeczy: po pierwsze świt o w pół do drugiej w nocy co dla nas z małopolski jest bardzo dziwne, a po drugie jakieś niespotykane ilości jeleni i łani wyskakujących na drogę. Śmiać nam się chciało jak następnego dnia w pobliskim kościele prawie wszystko było zrobione z jelenich rogów. No cóż, coś z tymi szczątkami trzeba robić...
Na niedzielę zaplanowaliśmy dojechać do Wilna. Po drodze bez wielkich porywów tylko łąki, pola, grusze, świerzop, dzięcielina... Ale my po tym deszczowym maju zachwycaliśmy się przede wszystkim słońcem i prawie bezchmurnym niebem. Hm... jak to człowiekowi niewiele do szczęścia potrzeba:) Przed Wilnem zatrzymaliśmy się na obiad i odpoczynek w sosnowym lesie.
Samochód bardzo miło nas zaskoczył. Mimo, że wielki i ciężki (zabraliśmy chyba pół domu, o rety mamy nawet toster!) to robi wrażenie zwartego i dynamicznego. Prowadzi się jak osobówka. Przy prędkości 120km/h jest całkiem spokojnie i cicho, można to uznać za prędkość podróżną. A do tego spalanie nie przekracza 11l, a przy prędkości 90km/h schodzi grubo poniżej 10l/100km!