Mostar zrobił na nas olbrzymie wrażenie. Jest to już zdecydowanie turystyczne miasto, ale ślady wojny ścierają się tu z nowoczesnością i światową komercją. W samym centrum można zobaczyć ekskluzywną restaurację otoczoną bajkowym ogrodem, a tuż obok w połowie zbombardowany dom z prowizorycznym dachem, gdzie jakimś cudem mieszkają ludzie! Spacerując brukowanymi uliczkami starego miasta czuliśmy się jak w Maroku (chyba... bo w sumie to nie byliśmy w Maroku :)). Lawirowaliśmy między ulicznymi straganami z egzotycznym towarem, podziwialiśmy liczne meczety i towarzyszyła nam typowo arabska muzyka. O pełnej godzinie z meczetów rozlegał się śpiew muezina i jednocześnie dzwony kościoła katolickego. To pomieszanie kultur i religii wydawało nam się niesamowite! Powiedzcie mi po co im była ta wojna skoro potem w jednym mieście są obok siebie meczety, cerkwie i kościoły katolickie?! I jakoś się nie gryzą...